środa, 9 kwietnia 2014

Twierdza zdobyta!!!!!



Obrazek              Trochę czasu od Twierdzy Warszawy upłynęło, w pamięci jednak wciąż wspomnienia się tlą, nie dajmy im odejść w zapomnienie!
Nie ukrywam, że pierwsze historyczne regionalsy były w sumie jedynym powodem mojego powrotu do inwazji. Otworzyłem przez to mentalną puszkę Pandory i zatraciłem się ponownie w surrealistycznych rozważaniach, abstrakcyjnym liczeniu wszystkiego do 50 kart. Wróciły bezsenne noce pełne nienazwanego niepokoju oraz kompulsywne tasowanie talii smoków (tak jestem podczas lektury Malezjańskiej ;-)), ewentualnie bezsensowne godziny klikania: Tools – Statistic na deckboxie.Jeżeli powyższe zdania są dla was bezrozumnym bełkotem bardzo Wam zazdroszczę, jeżeli nie, witam w moim klubie ;-).

Talia.

Na pierwszy po pół roku turniej wziąłem trochę odgrzane kotlety, czyli starą wariację na podwójnym ataku: 


 Wynik to 4 wygrane z marszu w tym z chaosem kontrolnym oraz niezwyciężonymi orkami Ostrego.Pojawiła się w nim koncepcja 6x suport za 3 z dwoma młotkami. Wszyscy tak straszą dezercjami/ incluzjami/demolkami itp., a jednak zazwyczaj w drugiej turze miałem 5 młotków i to zazwyczaj w królestwie, jeszcze rip w questa i po sprawie. Bardzo szybko dochodził grubas z rytuałem, plan B w postaci mustera niemal zawsze w odwodzie. Myślałem, że mam talię na regionalsa, zacząłem więc testować pozostałe rasy i grać dla tzw. funu (cokolwiek to nie znaczy). Wątpliwości pojawiły się jak zwykle w ostatnim tygodniu. Zero odpowiedzi na chaos, auto lose z jednym hatem w DE, brak małych rzygów na rushe….. Przełomowy okazał się testing z Ostrym we wtorek poprzedzający regionalsa. Wtedy to otrzymałem siarczysty wpierdol od wyżej wymienionych ras i podałem się mentalnie- zmieniłem mustera na hordę. Wtedy już poszło lawinowo, skoro horda, to jedynka suport zamiast 3x2, wrócili Wolf Gobbos, Stunty Smasha, Boar Pen. Po ostatnich środowych szlifach (remis z chaosem, wygrana z DE) wyszło coś takiego: 

 
Pomimo żenującego wyniku z talii jestem bardzo zadowolony, tak hmmm… teoretycznie wszystko działa! Dużo kart za 1 a każda się przydała. Stunty Smasha oraz Wolf Gobbos w połączeniu z The Unending Horde byli w nieskończonej ilości, Wolf Gobbos w połączeniu z Boar Pen zdejmował koksy, Mannfred von Carstein kończył gry, Chaos Dragon w battlu stał i straszył.
Ale to po prostu nie wystarczyło, talie z którymi przyszło mi się zmierzyć, były doskonale przygotowane niemal na wszystkie moje wynalazki. Nie byłem wstanie wygrać gier, których nie zaczynałem, ale po kolei.

Turniej.

Zaczęło się iście Warhammerowo. Mżawka, zbijane piątki, pierwsze szlugi, gadki jeszcze na lekkiej spince. Do nowości zaliczyć można w moim przypadku względny stan wypoczynku, brak wszechogarniającego kaczora, a to już sporo! Rejestracja jak i cała organizacja wzorowa! Można narzekać na brak mikrofonu/ rzutnika ale po co? To Wilku płacił za to Twardą monetą czyli swoim głosem! Miejscówka jak na Warszawę idealna, blisko metra, świetne oświetlenie, dużo miejsca, nic tylko grać.
Do ostatniej chwili w moim mózgu tlił się ostatni dylemat- Maniek czy 3 eksperymenty? czy może 51 kart? W ostatniej sekundzie zdecydowałem się na to ostatnie rozwiązanie i nie pozostało nic innego jak zasiąść do pierwszej gry. A tam:

Deri- chaos control, 2:1. 
Sorcerer of Tzeentch
Stary, mniej jary?
 Restrykcja ptasior. Zaczynam, scrap do królestwa coś tam jeszcze. Deri wysypuje się z 4 jednostek (horrory/zerówki) po czym pyta- „Rzyg”? Ja na to- „Rzyg”.No to 1 zero. (jakaś 45 sekunda gry ;-)). W podobnym charakterze przebiegły dwa pozostałe spotkania, kto zaczynał czyścił stół do zera, tak, ze po paru symbolicznych turach nie było po co dalej grać. Zakończyliśmy po jakiś 10 minutach. Niestety później było już pod górkę.










Beastman Incursion
Ulubiona lojalka na stole
Tobol- chaos control 1:2. Restrykcja: inwazja. Pierwszej gry nie pamiętam, ale było chyba tak jak lubię najbardziej, czyli mam na stole tylko dwie lojalki- chaosowe (jedną w królestwie, drugą na misji). W drugiej podeszły mi inwazje, a drugą strefę spaliłem szybko z podwójnego ataku. Tobol już wiedział mniej więcej czego się spodziewać, więc w trzeciej grze miał już odłożone zawsze jeden kasy na moją ewentualną szarże. Nie było sensu tego ciągnąć. Zbiliśmy piątkę i poleciałem dalej.



Grimgor Ironhide
Zawsze do usług!
Ptaszek- chaos control (dla odmiany)2:1.      Restrykcja Ptaszek. Mogę iść do specnazu.
W specnazie bał się psów – poszczuli go psem, bał się wysokości- musiał skakać ze spadochronem. Ja bałem się chaosu, dostałem 3 pod rząd. Tu gry były bardziej nietypowe i emocjonujące, ja przegrałem swoją pierwszą grę, którą zaczynałem, Ptaszek przegrał 3, którą zaczynał. Wreszcie zaczęły mi podchodzić rytuały, grę po raz pierwszy odwiedził darmowy Grimgor Ironhide. Generalnie Ptasior jest dla mnie bardziej lajtową wersją chaosu, co mi zabije? Pająka, który w następnej, albo w tej samej turze wyjdzie za 1 z The Unending Horde. Trzecią grę zrobił również umiarkowany start Ptaszka. I tak po trzeciej turze z obiecującym bilansem 2:1 z rąk Ptaszka pofrunąłem wprost w objęcia……..Ostrego. 




Ostry 0:2. DE mill, hand control. Rly? Powtórka z rozrywki? Kolejny region i kolejny raz wyeliminuje mnie Ostry, z którym najwięcej kminiłem talie? Tak. Dwa zero oddaje świetnie przebieg tych pojedynków. Nawet przez chwilę nie stanowiłem jakiegokolwiek zagrożenia dla talii Ostrego. Co prawda za każdym razem brakowało mało- niezłe starty krzyżował hate, do rytuału w pierwszej turze raz zabrakło lojalki, w drugiej turze Ostry wyrzucił mi z ręki jedyną jednostkę, a w trzeciej sam rytuał ;-) Powalczyłem trochę tylko dzięki Hordzie, ale dwa pająki co turę to na Ostrego jednak było „ciut” za mało. 2:2. Czy to koniec?

Celestial Apprentice
Imperialny mage na usługach Wysokich
Killaszit- HE empire mage. 1:2. Czy ja naprawdę narzekałem na chaos? A co powiecie na Corb Polyborg w pierwszej turze i Mage of Loec w drugiej? Postawiłem na napór grubasami z rytuału, zostali elegancko spakowani w drewniane trumny mogliśmy grać drugą grę. W drugiej zaczynałem i dość szybko skończyłem snotami i ponadczasowym podwójnym atakiem. W trzeciej grze Corp znowu pojawił się w pierwszej turze tym razem obwieszczając mi: Rytuał. U mnie na ręku dwa rytuały i dwa grubasy. Dziękuwa, przynajmniej na obiedzie już mogłem na loozie drinkować.







Borin- Krasie agro- control 1:2 a może pure control, tyle, że z runą? Kto ich tam wie, obecnie krasie są bez żadnych klasyfikacji są mega mocni. Tu był dodatkowy motyw ekonomiczny w postaci questa skracającego deck, tak więc suporty w mind gamie wchodziły za 0 lub 1. Miodzio. Co za świat, żeby brodaci robili taki rozpierdol taliom, na widok których jeszcze niedawno uciekaliby w podskokach.
W pierwszej grze, głównie się broniłem na pustym stole licząc na to, że Borin się przewinie. Nic z tego: Porządek w chaosie czuwa. W drugiej turze dla odmiany chciał mnie zraszować co mu się prawie udało, uratowało mnie tylko moje orcze „kombo” czyli zdjęcie Thane of Karak Norn z Wolf Gobbos „chronionych” przez zagrodę dzików.Trzecia gra była podsumowaniem dwóch wcześniejszych, najpierw zostałem skontrolowany, następnie w dwóch turach zrashowany. Miazga. A tak się cieszyłem na ewentualne paringi z brodatymi, a mogło by jeszcze bardziej boleć niż zmagania z chaosem.

Eltharion the Grim
Stary znajomy, już nie taki groźny
Pararelizm. HE Eltharion 2:1. Koniec to pojedynek z arcysympatycznym naszym nowym nabytkiem warszawskim. Pararelizm gra na ind. jak bozia przykazała na legendzie Eltharion the Grim. W czasach kiedy orzełki hasały do woli, sypiąc ocean many a wiatry nie maiły wesołej chorągiewki było to jak najbardziej wskazane oraz dużo bardziej mordercze. W naszych pojedynkach legenda weszła dwa razy- w drugiej grze jak za starych dobrych czasów zadała w 2 turach jakieś 30 obrażeń. W trzeciej grze weszła tylko po to, żeby zaraz zejść co obwieściło dla mnie koniec 1 historycznego turnieju Inwazji w Warszawie.









eeeeeeeeee, super wynik!
Wnikliwi czytelnicy mogą zauważyć brak ognia w mojej relacji i tak było w istocie. Pojedynki były bardzo przewidywalne, kończyły się w rzeczywistości w 2-3 turze. Mało było punktów przełomowych, był zazwyczaj brutalny wyścig kontroli, który zazwyczaj wygrywał gracz, który pierwszy zaczynał, co mnie zdziwiło, gdyż zawsze to właśnie orki potrafiły przełamać kostkę, dzięki rytuałowi, choremu dociągowi z ripa w pierwszej turze, czy taniutkiemu rajderowi. Czy faktycznie zielonym został już tylko Wurzag, czy po prostu nie udało mi się nadrobić w miesiąc pół rocznej absencji? Na te pytania odpowiedzi w kolejnych odcinkach, gdyż wszystko wskazuje, że moja saga z Inwazją jeszcze się nie skończyła.
Tak czy siak po faq 3.1 talia jest już martwa, bez Rzyga/Rytuału nie ma sensu, co mnie zbytnio nie martwi, mam już jej dość ;-)




Topka/Finały.

Jako, że nie mogłem być wszędzie w tym samym czasie, postawiłem na mecze moich warszawskich współgraczy. W top 16 obejrzałem Majesti (ska) vs. Gilgalad (DE). Gra pierwsza- Majesti gra z hatem, za jeden pieniążek wystawia grubego szczura w batlla, wykopalisko w kingdom, w następnej turze leci piszcząca horda- dobiera 5 szczurów…. Huberta wersja DE, bez arki, tylko z jednym Hecatronem była bez szans. 

                W top 8, mogłem kibicować tylko jednemu graczowi: Ostry (DE) vs. Jaszczur (Dw). Uwielbiam obserwować Jaszczura w akcji, mimika najlepszego aktora, te zmagania wypisane na twarzy, to skupienie oraz budowanie napięcia w każdej wyłożonej karcie. To oczywiście prosta gra aktorska. Jaszczur w sekundę dokładnie wie co zagrać w danym momencie, za długo już siedzi w tym biznesie. Ostry wiedział, ze czasu ma mało, grał na wielkim jak dla siebie speedzie. Talie Jaszczura już znał z zasadniczej, swoją talię miał złożoną poniekąd na Krasie- zero ataku. Jednak talia Jaszczura też była wymarzonym neutralizatorem na przewijarkę Ostrego, pierwszą grę zrobiło 6 demolek (czyli aż 3 Doom-Seeker), którzy zdjęli kluczowe dla Pawła arki, pozostałe gry- niezawodny  Duregan Thorgrimson. Generalnie Ostry nie zdążył. Może powinien szybciej poddać pierwszą grę i mieć więcej czasu na dogranie trzeciej, która mogła się jednak dla niego potoczyć dużo korzystniej. Może. Jest jak wiadomo szeroki i głębokie i nigdy się tego nie dowiemy. Tak czy siak gratulacje należą się obu graczom, była to prawdziwa przyjemność oglądać te pojedynki. 
Następnym razem......


 Na półfinałach piłem wódkę. 
  
 Finał. Jaszczur vs. Virgo. Niektórzy złośliwcy twierdzą ,że Virgo ma farta. Ja im na powtarzam stare brygowe porzekadło- „karta idzie za graczem”. Wygrać dwa turnieje regionalne pod rząd tą samą talią to achiw jakiego nasze środowisko nie widziało. Jeżeli wziąć pod uwagę kibiców i salę, Virgo nie wygrał tylko z Jaszczurem, ale jeszcze z niesamowitą presją tłumu. Ciekawe czy restrykcja aż tak zaboli jego talię, która MUSI być dobra, z faktami się nie dyskutuje.Wielkie gratulacje!
Wyświetlanie IMAG0487.jpg
Szczury Virga w natarciu, Przemo daje sekretne znaki czy śpi? ;-)
Po turnieju była zajebista integracja, której tradycyjnie nie będę opisywał, bo i po co. Kto był ten wie, że było przednio, a kto nie był, temu ta wiedza z niczym się nie przyda ;-) Dzięki wszystkim za mile spędzony czas i do zobaczenia już niebawem we Wrocławiu. Wielkie podziękowania i gratulacje dla Wilka bez którego to wszystko by się nie odbyło. Miejscówka, klimat, nagrody, wszystko było zajebiste człowieku.