wtorek, 7 maja 2013

Gorące południe

          Przygotowania
 
 
 Do Wrocka ruszyliśmy w piątek wypasioną furą Pablo w składzie: Pablo, Awojdi, Ostry i ja skromny kronikarz. Podróż upłynęła nam bardzo miło na obgadywaniu talii i kolegów po fachu, 4 godzinki minęły jak z bicza strzelił. W tym momencie ukłon dla Makabrysia, który idealnie przewidział meta tematyki naszych rozmów ;-)
Przywitała nas południowa wiosna (u nas w centrum jeszcze zima była panie!), wszystko kwitło, zielone krużganki, pachnące kwiaty, uśmiechnięci wrocławianie tłumnie przybyli na rynek swojego kochanego słonecznego miasta. Naprawdę, widok rynku pełnego ludzi ( również o 12 w nocy) zapierał dech w piersiach. Pyszne piwo czekoladowe na rynku w miłej atmosferze, gadki szmatki o flafie Warhammera  i lecim na ostatnie testy talii , w końcu „po tej myśli my tu przyśli”.
Jak na ostatnie testy to chłopy mieli talie dość nieuczesane. Arek bardzo chciał zagrać Krasiami, Ostry namawiał go na Imperium, a po 12 w nocy już zgodnie wszyscy graliśmy na zielonej stolicy co okazało się strzałem w dziesiątkę. Generalnie ten wieczór dał mi bardzo dużo, grałem przeciwko orkom i imperium, czyli przeciwko rasom z którymi będę grał wyłącznie następnego dnia.
Parę słów o talii: 
 Da Great Waaagh!
Ja wyjątkowo talię miałem, osiągnąłem nią niezłe wyniki w dwóch dużych turniejach warszawskich. To moja stara wariacja na temat podwójnego ataku. O queście Da Great Waaagh! pisałem już dużo wcześniej, to moja obecnie ulubiona karta orcza. Pod nią jest komplet ripów/grubasów/eksperymentów. Drugim filarem talii jest kontrola devek duetem Stunta smash/ Horda przez co przeciwnik nie może się konwencjonalnie bronić (Boar Pen).  Wolf GobbosZ kontrolą jednostek/wsparć też nie jest najgorzej, poza standardem dodatkowi loberzy czyli Wolf Gobbos, a czasem nawet lepsi bo do wielokrotnego użytku. Tylko 2 rzygi co trochę bolało, jednak założeniem talii był mimo wszystko wcisk a nie kontrola. Z techów Veteran Sellswords (kurzył się) oraz śliczny Chaos Dragon, który się sprawdził.
Tuż przed turniejem dokładnie o jakiejś 2 w nocy zacząłem eksperymentować z Get 'Em Ladz! widząc jaką karta robi rzeź u kolegów po fachu.
Porobiłem więc parę szlifów przez które nie mogłem spać po nocy. Zerwałem się o 6.00 i wróciłem niemal na początkowej wersji. Ostatecznie jedyne zmiany na gorąco to wrzucenie dodatkowego One Orc's Scrap... zamiast jednego questa. Chyba dobrze zrobiłem. Scrap przydał się bardzo, ognia mi nie brakowało, a starty zawsze w cenie.
Tak więc z nieziemskim stresem ruszyłem w otchłań lochów Breslau.
            Pierwsze wrażenia z twierdzy niesamowite. Może trochę za ciemno i wilgotno ale co tam, miejscówka wymarzona dla każdego fana świata Warhammera. Na dworze klimatyczny deszczyk. Nieznane są ścieżki chaosu, które zagnały mnie w ten odległy zakątek do ludzi, których niby nie znałem. Ale tylko niby, bo wszak twarze i ksywy znajome a i pogadać jest o czym. No i ta atmosfera! Że dzieje się coś o dziejowym znaczeniu, dla naszej niszowej społeczności. Duch rywalizacji połączony z szacunkiem dla rywali. Tyle się mówiło o spince turniejowej. Może miałem farta, gdyż moje gry przebiegały w niemal pogodnej atmosferze, nawet kiedy stawka gry była naprawdę wysoka. Jedyny przykry incydent, złośliwe komentarze na temat mojej gry, za moimi plecami doczekałem się od „kolegi” z Warszawy, po którym mogłem się czegoś takiego spodziewać, więc zdziwka wielkiego nie było.

Relacja z pojedynków:
Ciemosław chaos Kairos 2:0. Kairos FateweaverŁaskawy los posadził mnie w mojej pierwszej grze naprzeciwko przesympatycznego przedstawiciela Wrocławia. Choas o tyle nietypowy, że na starym poczciwym, dawno nie widzianym Kairosie. Nie wiem, czy to był dobry wybór, talia była dość wolna, musiała iść mocno w kingdom a przy tym kłaść co turę devki. Efekt był tego taki, że przy lekkiej kontroli questa Ciemosław grał na jednej karcie, jedną posiadając, a jeszcze się taki nie urodził co by bez kart wygrał ;-) Kairos co prawda raz ujrzał stół, lecz spadł w następnej turze, szansy na drugiego nie było. Stół po raz pierwszy zobaczył mojego Smoka chaosu ! Co miał zrobić -zrobił, skupił na sobie gniew obrońców Kairosa dzięki czemu rajderzy przeżyli i zebrali kaskę pod koniec bitwy. Rzyg. Koniec. 
Pierwsze punkty, bardzo ważne głównie ze względu zbudowania moich morale.

Awojdi ork Wurzag. 2:1 Na drugim stole obok nas Pablo vs Ostry….. Wurrzagczyli cała nasza samochodowa czwórka skupiona w bratobójczym pojedynku. Smutne ale prawdziwe. Swoje talie z Arkiem znaliśmy na wyrywki, wiedziałem nawet o jego techach (mały rzyg/ spalić to), on doskonale znał dynamikę i szybkość mojej talii. W pierwszych dwóch grach kluczowy był suport The Unending Horde. Kto go dłużej utrzymywał wygrywał. Wurzag chyba ani razu nie widział światła a raczej mroku naszego stołu. Trzecia decydująca gra, Arek idzie w atak! Wiem, że to bardzo dobry znak i gest rozpaczy – miał fatalną rękę startową. Tego mój ork wybaczyć nie może, na wyścigi zawsze będę szybszy! Na stole mam 4 lojalki, na ręku rytuał z blodkiem. Arek podkłada mi snotlingi, mam 5 lojalkę! Jego mocny atak w moje królestwo i dylemat pozbawić go jedynych kart na stole, czy w następnej turze dobrać masę kart, wybieram trochę ryzykowny rytuał obronny. To był dobry ruch, ja stabilne 1-2 młotki w queście, Arek jałowe dwie tury, podwójny atak, koniec. Punkty zostały w rodzinie, a jak się okazało Awojdiemu przegrana ze mną w niczym nie przeszkodziła, supcio.

Ork Wurzag 2:1 (przepraszam, nie pamiętam ksywy przesympatycznego kolegi). Chyba najbardziej emocjonujący pojedynek, mój pierwszy Maverick. Kolega grał również na podwójnym ataku tyle, że na ciut wolniejszym Bashem w domyśle granym za darmo z Shamana. Dwóch pierwszych gier nie pamiętam, natomiast 3 trzecią zapamiętam po kres moich warhammerowych dni. Początek mój niezły, mój orczy kolega startuje chyba z samotnego lobbera. Mój muster w drugiej turze ustawia początek loberów mam dwóch i wiochę do tego. I teraz mały quiz co powinienem zrobić? Odpowiedź NIC. A ja popełniłem błąd odpaliłem załogę mój przeciwnik w odpowiedzi również. Tym sposobem zrobiłem dil życia: straciłem 2 loberów za 1 czyli moja przewaga poszła w pi…. W następnej turze kolega muster, pillige w moją wiochę i powolna ale nieubłagana przewaga. W trzeciej turze sytuacja już beznadziejna: on legenda obstawione wszystkie 3 strefy ja nic…. zaraz, zaraz na pewno nic? Mam jedne snotlingi w królestwie kolegi z dwoma obrażeniami i tam misja na podwójny atak. Rip/Blodek/eksperymenty = misja spalona/ królestwo ma snotlingi i 7 obrażeń. Ja 0 kart na ręce. Tura kolegi nie dostał żadnej/ po prostu żadnej obrony! Ciągnę jedną kartę, jeżeli będzie to jednostka z młotkiem wygrałem. Stunty Smasha. yeaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaach!!!! 

Stunty Smasha
mój ci on!!!
9 pkt. po pierwszych 3 grach. WHAT!

Friedrich HemmlerLeonardo. Imp Verena old scholl control 1:2. A tu dla odmiany przegrana w paringu który powinienem na 100% wygrać. Znacie starą prawdę – jeżeli Verenowe imperium nie zagra Vereny przegra. Leonardo Vereny rzucić nie mógł, obrywał snotlingami od pierwszych tur a duet Stunty Smasha/ The Unending Horde dawał mi lepszą kontrolę devek od niego. A jednak przegrałem i to dwa razy, trochę na własne życzenie. W pierwszej grze obronny Grimmgor zadał Hemmlerowi 4 obrażenia, powinienem był go zostawić przy życiu i obstawić strefy jednostkami. Ja go zabiłem Leonardo wystawił drugiego i było 1:0. Druga gra to moja totalna dominacja i szybkie poddanie Włocha. Trzecia gra była arcy- ciekawa. Świetny start imperium i jego brutalna kontrolna oraz przytłaczający rozwój 7-8 młotków w królestwie masa kart na ręce. Lecz nie zapominajmy z kim grał- z orkami, które wyrwane na choćby turę z totalnej kontroli mogą całkowicie wyczyścić stół. I czyściłem, raz, drugi …. zabrakło w tej grze trzecich rzygów. Były za to 3 rytuały – Grimgor, on mi podnosi go elitą, ja drugi rytuał i tak policzyłem do 3 i musiałem wbić 9 obrażeń we własną stolicę. Popełniłem drugi błąd, każdej strefie dałem po 3 obrażenia, przez to Hemmler palił w dwie tury…..
Szkoda mi tego meczu, był do wybronienia. Zżarła mnie trema 2 stolika, na pewno nie pomogły złośliwe komentarze Wosha za plecami. No cóż, widać trzeba przywyknąć, taki prysznic był mi potrzebny.

Darecki Ork Wurzag 2:1. po krótkiej przerwie wracamy do kochanych orków. Trochę mi się pierdzielą te zielone sparingi, Darecki miał chyba ochroniarza do Shamana. Pierwsza gra to jego pewna przewaga. Druga: widzę, na ręku startowej po muliganie pewne 2:0 dla mojego przeciwnika. Same grubasy i 2 duże rzygi. Jedyna lojalka to quest w pole przeciwnika, słabizna to mało powiedziane. Mam jakieś dwie jałowe tury w czasie których Darecki się rozbudowuje. Podchodzi jego kumpel, zaczynają sobie rozmawiać a ja już wiem, że to oznacza, że przegrałem. Bez przekonania biorę swoją ostatnią w myślach kartę. Jest nią muster! Z mustera dostaje ripa. Rzyg i w następnej turze rip w questa. Wystarczyło, żeby skończyć podwójnym atakiem w kolejnej turze ;-) Mówiłem już, że Da Great Waaagh!  to kozak karta? ;-) Trzecia gra tym razem Darecki ma gorszy start co bez litości punktuje. 3 skalp Wurzaga do kieszeni, 4:1 do przerwy, plan minimum osiągnięty, ciągle jestem w grze!
Polofanko na Wurrzagi Autor zdjęcia: Joanna “mer” Mida.
Lord of Change Germanus – ork innowacyjny Wurzag 0:2. Do opisu tej rozgrywki przytoczę może wypowiedź mojego kata: „6 gra vs Orc 2:0 (niestety nie pamiętam z kim  ;-() tu miałem dobre dojście kart - lord plus innowacvja zrobiły całą grę a potem Wurrzag z księgą.”
Koniec cytatu, święta prawda. Ja również się nie pamiętam z tego pojedynku, mnie w nim po prostu nie było ;-) Germanus mnie pozamiatał. Ja przy okazji mogłem podpatrzeć jaką rzeź robi Lord w „zwykłej” kontroli. Opcja na pewno do przetestowania, najciekawsza talia przeciwko której grałem na mistrzostwach. Przeciwnik bardzo klimatyczny, dbający o „porządek na stole”, komentujący zagrania, czasem miałem wrażenie, że to on gra moimi kartami, padło również kultowe w niektórych kręgach „devka, pach, leci! ;-) Pozdro chłopie, dałeś mi popalić. 
4:2 w grach, 3:1 w Wurzagach ;-)

Mage of LoecJaszczur emp control 2:1. No bez jaj, gram z chodzącą legendą o wejście do top 16. Ogarnął mnie jakiś dziwny spokój, koncentracja sięgnęła 100%. Wygrałem kostkę, dostałem dobre karty. Wygrałem. Krok po kroku kontrolowałem i paliłem, czyściłem stół, dalej kontrolowałem i paliłem. Kiedy zaczynał Jaszczur robił dokładnie to samo ze mną, zobaczyłem nawet na stole starego anty- orkowego znajomego Maga Loeca, widać, że talia było dokładnie dobrana pod meta. Jak później pisał Jaszczur swoją talię oparł na zabijaniu legendy z kontrataku. Ja legendy nie miałem, ale nawet jakbym miał to grając całe gry na pustej stolicy nie byłby w stanie nic zrobić. Miał wyjątkowego pecha tego wieczoru, taką samą rozgrywkę miał chwile wcześniej z Virgo. Co było najpiękniejsze w tej grze to konwersacja i kultura osobista, zabrakło nam chyba tylko melonika i cygara, postronny obserwator nie uwierzyłby, że gram o dość wysoką stawkę. Po turnieju poznałem uroczą małżonkę mojego rywala, z tego miejsca serdecznie pozdrawiam państwo Jaszczurów i liczę na rychłe następne spotkanie. A wracając do tematu jestem w top 16. Spokój trwa.


 Osrty vs. Wiśnia: szybcia szybcia, skontroluj go! Autor zdjęcia: Joanna “mer” Mida.
Ostry Wurzag 1:2. Jest w brygu takie powiedzonko: “dobrze żarło i zdechło”. Widocznie mój limit farta już się wyczerpał tego dnia. Choć na początku wyglądało to zacnie. Kto grał choć jeden meczyk orki vs. orki wie, że tak naprawdę kluczowe są 2-3 pierwsze tury, według starej zasady, kto kogo. W pierwszym meczu wyglądało na to, że ja Ostrego. Na ręku miał zdaje się 2-3 karty i pusty stół, ja niedużo lepiej ale nie boję się już Grimgora bo jakby go miał to by już zagrał, więc wrzucam do questa 2 suporty, poprawiam devką z grubasem pod ripa i spokojnie czekam. Ostry dobiera 1 kartę i tym razem on Maverikuje, jednostka, (chyba rajder) i jednak w tych 4 kartach wysupłał te 3 potrzebne, leci Grimgor a ja mogę tasować karty. Druga gra to moja dominacja „od a do z”. No i ta 3, która będzie mi się po nocach śniła…. Ten zły uśmiech Ostrego kiedy bierze karty, ta nędza i rozpacz na mojej ręce. Gram jak mogę, czyli rozpaczliwy atak od drugiej tury pająk, rajder, horda w batla, po snotlingu w questa/królestwo, misja w królestwo. Na ręce 1 karta. Wiedziałem, ze się nie uda. Nie udało się. Ostry na koniec zagrał finezyjnie, dobierał do 6 kasy I zagrał Grimgora z łapy, żeby mieć z głowy 1 moje snotlingi, szacun. Co tu dużo gadać, przegrać z takim przeciwnikiem to nie wstyd, zwłaszcza, że to mój dobry kolega i jakby nie było wchodzi do top8 ;-) Pogratulowałem mu szczerze i w końcu mogłem iść po dobrej grze na pyszne piwo!
Typowa konwersacja orczych wodzów
Może słowo podsumowania na temat doboru talii. Wbrew niezłego wyniku nie byłem z niej do końca zadowolony. Brakowało „twardych” młotkow, przy lekkiej kontroli ze strony przeciwnika (a przypominam grałem przeciwko 8 twardym kontrolom) bardzo często balansowało się na granicy grania na pustym stole, co jest możliwe, ale bardzo ryzykowne, stresujące. Po turnieju zobaczyłem, że orki stanowiły 29% wszystkich stolic, sądząc po moich paringach powinny stanowić około 60%! Trzech Wurzagów poszło do piachu, jeden mnie zmiażdżył a drugi wyeliminował. Dużo w tym losowości, ale nie tylko, ta talia jest o niebo szybsza od Wurzaga, przy podobnej mocnej kontroli. Rzygi za darmo to nie wszystko, palenie 2 stref w jednej turze kończy (i parę razy skończyło) grę. Talia jest również bardzo groźna na krasnoludy, których na turnieju było całe 20%. Najmniej przydatną kartą okazał się veteran sellsword, moi przeciwnicy albo nie grali na rasowych wioskach a jak grali mój tech mi nie podchodził. Spisał się za doskonale mój smoczek chaosu. Okrągłe 5 w plecach to wystarczająco dużo, jest więc o niebo bardziej żywotny od swojego starszego kolegi, który zazwyczaj schodzi w następnej turze. Bardzo chciałbym tu jeszcze zmieścić ze 2 sztuki squig pena oraz Get 'Em Ladz!, lecz wymagałoby to większej przebudowy i być może lekkiej zmiany koncepcji, na co oczywiście teraz będzie czas.
Ogólnie talia miała być bardzo szybko a za razem mocno kontrolująca, takie 100% agro- kontrol. I to muszę przyznać udało się.
Tego wieczoru obejrzałem, jeszcze dużo dobrych pojedynków, jednym okiem niemal wszystkie z top8 oraz oba top4. Bez dwóch zdań najciekawszym starciem było Ostry vs. Metatron. Jakim cudem Ostry przegrał pierwszą grę grając bezbłędnie od pierwszej tury, bezlitośnie kontrolując przeciwnika? Jakim cudem jako ork przegrał przeciwko przewijarce trzecią kiedy wiadomo było, że będą się liczyć obrażenia na stolicy? Odpowiedzi na te pytania może udzielić tylko nasz vice mistrz, publiczność zgodnie stwierdziła, że to niemożliwe. Po grze Ostry stwierdził, że Metatronowi się to zwycięstwo po prostu należało i chyba miał rację.W klasyfikacji końcowej zajął 8 miejsce. Arkowi z naszej czwórki samochodowej poszło najlepiej, w top16 pokonał Wurrzaga prowadzonego przez zwariowanego wariata Fortepa, w top 8 zakontrolował na śmierć Włocha Leonarda. Uległ dopiero mistrzowi Europy Radanerowi, zajmując ostatecznie 4 miejsce. Wielkie gratulacje! Brawo, bravisimo!  

            To nie jest blog towarzyski dlatego pominę relację z imprezy integracyjnej ;-) Ciekawa i sympatyczna ta nasza scena, tyle wam powiem, a dla Przema i Czarnego z dedykacją: 

            W ramach drużynówki poszliśmy z Pablem na kacowy obiadek, jakoś nie mieliśmy już siły na debiut naszego teamu: „Niedomyci sodomici”, może innym razem.
            Wszyscy mówią, że to był najlepszy turniej ever. Porównania nie mam, to był mój „pierwszy raz”. Wiem, że było mega, ciekawe gry, świetni ludzie. Przemo, DeerDance, Czarny i inni o których wkładzie nie wiem – zajebista organizacja, wielki sukces! Pozdrawiam wszystkich z którymi udało mi się zamienić słowo i tych z którymi się nie udało, nadrobimy. Gratulacje dla wszystkich zadowolonych ze swoich wyników, zwłaszcza finałowej pary. Oczywiście największe podziękowania dla naszego coucha i szofera w jednym, Pablo- bez ciebie nie było by mnie tam. Ostry, Arek- rozbiliśmy bank! BANG!
Jeczcze tu wrócimy, hłe, hłe, hłe