Przygotowania
Do Wrocka ruszyliśmy w piątek wypasioną furą Pablo w
składzie: Pablo, Awojdi, Ostry i ja skromny kronikarz. Podróż upłynęła nam
bardzo miło na obgadywaniu talii i kolegów po fachu, 4 godzinki minęły jak z bicza strzelił. W tym
momencie ukłon dla Makabrysia, który idealnie przewidział meta tematyki naszych
rozmów ;-)
Przywitała nas południowa wiosna (u
nas w centrum jeszcze zima była panie!), wszystko kwitło, zielone krużganki, pachnące kwiaty, uśmiechnięci wrocławianie tłumnie
przybyli na rynek swojego kochanego słonecznego miasta. Naprawdę, widok rynku
pełnego ludzi ( również o 12 w nocy) zapierał dech w piersiach. Pyszne piwo
czekoladowe na rynku w miłej atmosferze, gadki szmatki o flafie Warhammera i lecim na ostatnie testy talii , w końcu „po tej
myśli my tu przyśli”.
Jak na ostatnie testy to chłopy
mieli talie dość nieuczesane. Arek bardzo chciał zagrać Krasiami, Ostry
namawiał go na Imperium, a po 12 w nocy już zgodnie wszyscy graliśmy na
zielonej stolicy co okazało się strzałem w dziesiątkę. Generalnie ten wieczór
dał mi bardzo dużo, grałem przeciwko orkom i imperium, czyli przeciwko rasom z
którymi będę grał wyłącznie następnego dnia.
Parę słów o talii:
Ja wyjątkowo talię miałem,
osiągnąłem nią niezłe wyniki w dwóch dużych turniejach warszawskich. To moja
stara wariacja na temat podwójnego ataku. O queście Da Great
Waaagh! pisałem już dużo wcześniej, to moja obecnie ulubiona karta orcza. Pod nią
jest komplet ripów/grubasów/eksperymentów. Drugim filarem talii jest kontrola
devek duetem Stunta smash/ Horda przez co przeciwnik nie może się
konwencjonalnie bronić (Boar Pen). Z kontrolą jednostek/wsparć też nie
jest najgorzej, poza standardem dodatkowi loberzy czyli Wolf Gobbos, a
czasem nawet lepsi bo do wielokrotnego użytku. Tylko 2 rzygi co trochę bolało,
jednak założeniem talii był mimo wszystko wcisk a nie kontrola. Z techów Veteran
Sellswords (kurzył się) oraz śliczny Chaos Dragon,
który się sprawdził.
Tuż przed turniejem dokładnie o
jakiejś 2 w nocy zacząłem eksperymentować z Get 'Em
Ladz! widząc jaką karta robi rzeź u kolegów po fachu.
Porobiłem więc parę szlifów przez
które nie mogłem spać po nocy. Zerwałem się o 6.00 i wróciłem niemal na
początkowej wersji. Ostatecznie jedyne zmiany na gorąco to wrzucenie dodatkowego
One Orc's
Scrap... zamiast jednego questa. Chyba dobrze zrobiłem. Scrap przydał się bardzo,
ognia mi nie brakowało, a starty zawsze w cenie.
Tak więc z nieziemskim stresem
ruszyłem w otchłań lochów Breslau.
Pierwsze
wrażenia z twierdzy niesamowite. Może trochę za ciemno i wilgotno ale co tam,
miejscówka wymarzona dla każdego fana świata Warhammera. Na dworze klimatyczny
deszczyk. Nieznane są ścieżki chaosu, które zagnały mnie w ten odległy zakątek
do ludzi, których niby nie znałem. Ale tylko niby, bo wszak twarze i ksywy
znajome a i pogadać jest o czym. No i ta atmosfera! Że dzieje się
coś o dziejowym znaczeniu, dla naszej niszowej społeczności. Duch rywalizacji
połączony z szacunkiem dla rywali. Tyle się mówiło o spince turniejowej. Może
miałem farta, gdyż moje gry przebiegały w niemal pogodnej atmosferze, nawet
kiedy stawka gry była naprawdę wysoka. Jedyny przykry incydent, złośliwe
komentarze na temat mojej gry, za moimi plecami doczekałem się od „kolegi” z
Warszawy, po którym mogłem się czegoś takiego spodziewać, więc zdziwka
wielkiego nie było.
Relacja z pojedynków:
Ciemosław
chaos Kairos 2:0.
Łaskawy los posadził mnie w mojej pierwszej grze naprzeciwko przesympatycznego
przedstawiciela Wrocławia. Choas o tyle nietypowy, że na starym poczciwym,
dawno nie widzianym Kairosie. Nie wiem, czy to był dobry wybór, talia była dość
wolna, musiała iść mocno w kingdom a przy tym kłaść co
turę devki. Efekt był tego taki, że przy lekkiej kontroli questa Ciemosław grał
na jednej karcie, jedną posiadając, a jeszcze się taki nie urodził co by bez
kart wygrał ;-) Kairos co prawda raz ujrzał stół, lecz spadł w następnej turze,
szansy na drugiego nie było. Stół po raz pierwszy zobaczył mojego Smoka chaosu
! Co miał zrobić -zrobił, skupił na sobie gniew obrońców Kairosa dzięki czemu
rajderzy przeżyli i zebrali kaskę pod koniec bitwy. Rzyg. Koniec.
Pierwsze
punkty, bardzo ważne głównie ze względu zbudowania moich morale.
Awojdi ork Wurzag. 2:1 Na
drugim stole obok nas Pablo vs Ostry….. czyli cała nasza samochodowa czwórka
skupiona w bratobójczym pojedynku. Smutne ale prawdziwe. Swoje talie z Arkiem
znaliśmy na wyrywki, wiedziałem nawet o jego techach (mały rzyg/ spalić to), on
doskonale znał dynamikę i szybkość mojej talii. W pierwszych dwóch grach
kluczowy był suport The Unending Horde. Kto go dłużej
utrzymywał wygrywał. Wurzag chyba ani razu nie widział światła a raczej mroku
naszego stołu. Trzecia decydująca gra, Arek idzie w atak! Wiem, że to bardzo
dobry znak i gest rozpaczy – miał fatalną rękę startową. Tego mój ork wybaczyć
nie może, na wyścigi zawsze będę szybszy! Na stole mam 4 lojalki, na ręku
rytuał z blodkiem. Arek podkłada mi snotlingi, mam 5 lojalkę! Jego mocny atak w
moje królestwo i dylemat pozbawić go jedynych kart na stole, czy w następnej
turze dobrać masę kart, wybieram trochę ryzykowny rytuał obronny. To był dobry
ruch, ja stabilne 1-2 młotki w queście, Arek jałowe dwie tury, podwójny atak,
koniec. Punkty zostały w rodzinie, a jak się okazało Awojdiemu przegrana ze mną
w niczym nie przeszkodziła, supcio.
Ork
Wurzag 2:1 (przepraszam, nie pamiętam ksywy przesympatycznego kolegi). Chyba
najbardziej emocjonujący pojedynek, mój pierwszy Maverick. Kolega grał również
na podwójnym ataku tyle, że na ciut wolniejszym Bashem w domyśle granym za
darmo z Shamana. Dwóch pierwszych gier nie pamiętam, natomiast 3 trzecią
zapamiętam po kres moich warhammerowych dni. Początek mój niezły, mój orczy
kolega startuje chyba z samotnego lobbera. Mój muster w drugiej turze ustawia
początek loberów mam dwóch i wiochę do tego. I teraz mały quiz co powinienem
zrobić? Odpowiedź NIC. A ja popełniłem błąd odpaliłem załogę mój przeciwnik w
odpowiedzi również. Tym sposobem zrobiłem dil życia: straciłem 2 loberów za 1
czyli moja przewaga poszła w pi…. W następnej turze kolega muster, pillige w
moją wiochę i powolna ale nieubłagana przewaga. W trzeciej turze sytuacja już
beznadziejna: on legenda obstawione wszystkie 3 strefy ja nic…. zaraz, zaraz na
pewno nic? Mam jedne snotlingi w królestwie kolegi z dwoma obrażeniami i tam
misja na podwójny atak. Rip/Blodek/eksperymenty = misja spalona/ królestwo ma
snotlingi i 7 obrażeń. Ja 0 kart na ręce. Tura kolegi nie dostał żadnej/ po
prostu żadnej obrony! Ciągnę jedną
kartę, jeżeli będzie to jednostka z młotkiem wygrałem. Stunty
Smasha. yeaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaach!!!!
mój ci on!!! |
9 pkt. po pierwszych 3
grach. WHAT!
Leonardo. Imp Verena old scholl control 1:2. A tu dla
odmiany przegrana w paringu który powinienem na 100% wygrać. Znacie starą
prawdę – jeżeli Verenowe imperium nie zagra Vereny przegra. Leonardo Vereny
rzucić nie mógł, obrywał snotlingami od pierwszych tur a duet Stunty Smasha/ The Unending Horde dawał mi lepszą kontrolę devek
od niego. A jednak przegrałem i to dwa razy, trochę na własne życzenie. W
pierwszej grze obronny Grimmgor zadał Hemmlerowi 4 obrażenia, powinienem był go
zostawić przy życiu i obstawić strefy jednostkami. Ja go zabiłem Leonardo
wystawił drugiego i było 1:0. Druga gra to moja totalna dominacja i szybkie
poddanie Włocha. Trzecia gra była arcy- ciekawa. Świetny start imperium i jego
brutalna kontrolna oraz przytłaczający rozwój 7-8 młotków w królestwie masa
kart na ręce. Lecz nie zapominajmy z kim grał- z orkami, które wyrwane na
choćby turę z totalnej kontroli mogą całkowicie wyczyścić stół. I czyściłem,
raz, drugi …. zabrakło w tej grze trzecich rzygów. Były za to 3 rytuały –
Grimgor, on mi podnosi go elitą, ja drugi rytuał i tak policzyłem do 3 i
musiałem wbić 9 obrażeń we własną stolicę. Popełniłem drugi błąd, każdej
strefie dałem po 3 obrażenia, przez to Hemmler palił w dwie tury…..
Szkoda mi tego meczu, był do wybronienia. Zżarła mnie
trema 2 stolika, na pewno nie pomogły złośliwe komentarze Wosha za plecami. No
cóż, widać trzeba przywyknąć, taki prysznic był mi potrzebny.
Darecki
Ork Wurzag 2:1.
po krótkiej przerwie wracamy do kochanych orków. Trochę mi się pierdzielą te
zielone sparingi, Darecki miał chyba ochroniarza do Shamana. Pierwsza gra to
jego pewna przewaga. Druga: widzę, na ręku startowej po muliganie pewne 2:0 dla
mojego przeciwnika. Same grubasy i 2 duże rzygi. Jedyna lojalka to quest w pole
przeciwnika, słabizna to mało powiedziane. Mam jakieś dwie jałowe tury w czasie
których Darecki się rozbudowuje. Podchodzi jego kumpel, zaczynają sobie
rozmawiać a ja już wiem, że to oznacza, że przegrałem. Bez przekonania biorę
swoją ostatnią w myślach kartę. Jest nią muster! Z mustera dostaje ripa. Rzyg i
w następnej turze rip w questa. Wystarczyło, żeby skończyć podwójnym atakiem w kolejnej
turze ;-) Mówiłem już, że Da
Great Waaagh! to kozak karta? ;-) Trzecia gra tym razem Darecki ma gorszy start co bez litości punktuje. 3
skalp Wurzaga do kieszeni, 4:1 do przerwy, plan minimum osiągnięty, ciągle
jestem w grze!
Polofanko na Wurrzagi Autor zdjęcia: Joanna “mer” Mida. |
Germanus – ork
innowacyjny Wurzag 0:2. Do opisu tej rozgrywki przytoczę może wypowiedź mojego
kata: „6
gra vs Orc 2:0 (niestety nie pamiętam z kim ;-() tu miałem dobre
dojście kart - lord plus innowacvja zrobiły całą grę a potem Wurrzag z księgą.”
Koniec cytatu, święta prawda. Ja również się nie pamiętam z tego pojedynku, mnie w nim po prostu nie było ;-)
Germanus mnie pozamiatał. Ja przy okazji mogłem podpatrzeć jaką rzeź robi Lord
w „zwykłej” kontroli. Opcja na pewno do przetestowania, najciekawsza talia
przeciwko której grałem na mistrzostwach. Przeciwnik bardzo klimatyczny,
dbający o „porządek na stole”, komentujący zagrania, czasem miałem wrażenie, że
to on gra moimi kartami, padło również kultowe w niektórych kręgach „devka,
pach, leci! ;-) Pozdro chłopie, dałeś mi popalić.
4:2 w grach, 3:1 w Wurzagach
;-)
Jaszczur
emp control 2:1.
No bez jaj, gram z chodzącą legendą o wejście do top 16. Ogarnął mnie jakiś dziwny
spokój, koncentracja sięgnęła 100%. Wygrałem kostkę, dostałem dobre karty.
Wygrałem. Krok po kroku kontrolowałem i paliłem, czyściłem stół, dalej
kontrolowałem i paliłem. Kiedy zaczynał Jaszczur robił dokładnie to samo ze
mną, zobaczyłem nawet na stole starego anty- orkowego znajomego Maga Loeca,
widać, że talia było dokładnie dobrana pod meta. Jak później pisał Jaszczur
swoją talię oparł na zabijaniu legendy z kontrataku. Ja legendy nie miałem, ale
nawet jakbym miał to grając całe gry na pustej stolicy nie byłby w stanie nic
zrobić. Miał wyjątkowego pecha tego wieczoru, taką samą rozgrywkę miał chwile
wcześniej z Virgo. Co było najpiękniejsze w tej grze to konwersacja i kultura
osobista, zabrakło nam chyba tylko melonika i cygara, postronny obserwator nie
uwierzyłby, że gram o dość wysoką stawkę. Po
turnieju poznałem uroczą małżonkę mojego rywala, z tego miejsca serdecznie
pozdrawiam państwo Jaszczurów i liczę na rychłe następne spotkanie. A wracając
do tematu jestem w top 16. Spokój trwa.
Osrty vs. Wiśnia: szybcia szybcia, skontroluj go! Autor zdjęcia: Joanna “mer” Mida. |
Ostry
Wurzag 1:2. Jest w brygu
takie powiedzonko: “dobrze żarło i zdechło”. Widocznie mój limit farta już się
wyczerpał tego dnia. Choć na początku wyglądało to zacnie. Kto grał choć jeden
meczyk orki vs. orki wie, że tak naprawdę kluczowe są 2-3 pierwsze tury, według
starej zasady, kto kogo. W pierwszym meczu wyglądało na to, że ja Ostrego. Na
ręku miał zdaje się 2-3 karty i pusty stół, ja niedużo lepiej ale nie boję się
już Grimgora bo jakby go miał to by już zagrał, więc wrzucam do questa 2
suporty, poprawiam devką z grubasem pod ripa i spokojnie czekam. Ostry dobiera
1 kartę i tym razem on Maverikuje, jednostka, (chyba rajder) i jednak w tych 4
kartach wysupłał te 3 potrzebne, leci Grimgor a ja mogę tasować karty. Druga
gra to moja dominacja „od a do z”. No i ta 3, która będzie mi się po nocach
śniła…. Ten zły uśmiech Ostrego kiedy bierze karty, ta nędza i rozpacz na mojej
ręce. Gram jak mogę, czyli rozpaczliwy atak od drugiej tury pająk, rajder,
horda w batla, po snotlingu w questa/królestwo, misja w królestwo. Na ręce 1
karta. Wiedziałem, ze się nie uda. Nie udało się. Ostry na koniec zagrał
finezyjnie, dobierał do 6 kasy I zagrał Grimgora z łapy, żeby mieć z głowy 1
moje snotlingi, szacun. Co tu dużo gadać, przegrać z takim przeciwnikiem to nie
wstyd, zwłaszcza, że to mój dobry kolega i jakby nie było wchodzi do top8 ;-)
Pogratulowałem mu szczerze i w końcu mogłem iść po dobrej grze na pyszne piwo!
Typowa konwersacja orczych wodzów |
Może
słowo podsumowania na temat doboru talii. Wbrew niezłego wyniku nie byłem z
niej do końca zadowolony. Brakowało „twardych” młotkow, przy lekkiej kontroli
ze strony przeciwnika (a przypominam grałem przeciwko 8 twardym kontrolom)
bardzo często balansowało się na granicy grania na pustym stole, co jest
możliwe, ale bardzo ryzykowne, stresujące. Po turnieju zobaczyłem, że orki
stanowiły 29% wszystkich stolic, sądząc po moich paringach powinny stanowić
około 60%! Trzech Wurzagów poszło do piachu, jeden mnie zmiażdżył a drugi
wyeliminował. Dużo w tym losowości, ale nie tylko, ta talia jest o niebo
szybsza od Wurzaga, przy podobnej mocnej kontroli. Rzygi za darmo to nie
wszystko, palenie 2 stref w jednej turze kończy (i parę razy skończyło) grę.
Talia jest również bardzo groźna na krasnoludy, których na turnieju było całe
20%. Najmniej przydatną kartą okazał się veteran sellsword, moi przeciwnicy
albo nie grali na rasowych wioskach a jak grali mój tech mi nie podchodził.
Spisał się za doskonale mój smoczek chaosu. Okrągłe 5 w plecach to
wystarczająco dużo, jest więc o niebo bardziej żywotny od swojego starszego
kolegi, który zazwyczaj schodzi w następnej turze. Bardzo chciałbym tu jeszcze
zmieścić ze 2 sztuki squig pena oraz Get 'Em
Ladz!, lecz wymagałoby to
większej przebudowy i być może lekkiej zmiany koncepcji, na co oczywiście teraz
będzie czas.
Ogólnie talia miała być bardzo szybko a za razem
mocno kontrolująca, takie 100% agro- kontrol. I to muszę przyznać udało się.
Tego wieczoru obejrzałem, jeszcze dużo
dobrych pojedynków, jednym okiem niemal wszystkie z top8 oraz oba top4. Bez
dwóch zdań najciekawszym starciem było Ostry vs. Metatron. Jakim cudem Ostry
przegrał pierwszą grę grając bezbłędnie od pierwszej tury, bezlitośnie kontrolując
przeciwnika? Jakim cudem jako ork przegrał przeciwko przewijarce trzecią kiedy
wiadomo było, że będą się liczyć obrażenia na stolicy? Odpowiedzi na te pytania
może udzielić tylko nasz vice mistrz, publiczność zgodnie stwierdziła, że to
niemożliwe. Po grze Ostry stwierdził, że Metatronowi się to zwycięstwo po
prostu należało i chyba miał rację.W klasyfikacji końcowej zajął 8 miejsce. Arkowi z naszej czwórki samochodowej poszło najlepiej, w top16 pokonał Wurrzaga prowadzonego przez zwariowanego wariata Fortepa, w top 8 zakontrolował na śmierć Włocha Leonarda. Uległ dopiero mistrzowi Europy Radanerowi, zajmując ostatecznie 4 miejsce. Wielkie gratulacje! Brawo, bravisimo!
To
nie jest blog towarzyski dlatego pominę relację z imprezy integracyjnej ;-)
Ciekawa i sympatyczna ta nasza scena, tyle wam powiem, a dla Przema i Czarnego
z dedykacją:
W
ramach drużynówki poszliśmy z Pablem na kacowy obiadek, jakoś nie mieliśmy już
siły na debiut naszego teamu: „Niedomyci sodomici”, może innym razem.
Wszyscy
mówią, że to był najlepszy turniej ever. Porównania nie mam, to był mój
„pierwszy raz”. Wiem, że było mega, ciekawe gry, świetni ludzie. Przemo,
DeerDance, Czarny i inni o których wkładzie nie wiem – zajebista organizacja, wielki sukces! Pozdrawiam wszystkich z którymi udało mi się zamienić słowo i tych z którymi się nie udało, nadrobimy. Gratulacje dla
wszystkich zadowolonych ze swoich wyników, zwłaszcza finałowej pary. Oczywiście największe podziękowania
dla naszego coucha i szofera w jednym, Pablo- bez ciebie nie było by mnie tam.
Ostry, Arek- rozbiliśmy bank! BANG!
Jeczcze tu wrócimy, hłe, hłe, hłe |
Rewelka Relacja man! Zajebiście się czytało. No...i Polska!!
OdpowiedzUsuń