Mam jakąś nieodpartą ochotę
podzielenia się z „wami”, kimkolwiek jesteście, swoją ostatnią muzyczną
fascynacją- Pezetem. Każdy normalny
człowiek powinien teraz pomyśleć: „wow gościu ma refleks”, facet nagrywał dwie
dekady, wydał niezliczone ilości płyt, od 2001 roku był bardzo słusznie „pewny
miejsca wśród legend”, od jakiegoś roku nie nagrywa. I co?
I jajco, zawsze miałem spóźniony zapłon i teraz z perspektywy własnego dyletanctwa widzę co straciłem, a może nie straciłem, może to właśnie dobrze, że łyknąłem naraz wszystko
i dzięki temu widzę jak na dłoni, że ze sceną pożegnał się prawdziwy fenomen, który raczej jest i będzie nie do podrobienia.
I jajco, zawsze miałem spóźniony zapłon i teraz z perspektywy własnego dyletanctwa widzę co straciłem, a może nie straciłem, może to właśnie dobrze, że łyknąłem naraz wszystko
i dzięki temu widzę jak na dłoni, że ze sceną pożegnał się prawdziwy fenomen, który raczej jest i będzie nie do podrobienia.
No to zaczynamy muzyczną odyseję,
miłej lektury.
1. Ukryty
w mieście krzyk. Muzyka klasyczna.
To trochę banalne
zaczynać od tego klasyka, z drugiej strony nie można go pominąć. Manifest
pokolenia które dopiero się formowało, którego nikt wtedy nie traktował
poważnie, które się bało, nie miało
świadomości, nawet marzeń, że zajdzie tak daleko. Wtedy chciało tylko
„szczęściem tego świata wreszcie żyć”- „my ukryty w mieście krzyk”.
2. Szósty
zmysł. Muzyka poważna.
Kolejna
niesamowita analiza „naszego pokolenia” – czyli ludzi urodzonych we wczesnych
latach 80, żyjących w przestrzeni ni to otwartej, ni to zamkniętej. Jedną nogą
„uczymy się jak ten wyścig wygrać”, drugą jeszcze głęboko tkwimy w prl-u w jego
nawykach, pułapkach, schematach myślenia. Plus gorzkie pezetowskie refleksje:
„w tym kraju pijesz gdy się cieszysz, pijesz gdy jesteś smutny, ludzie zmienili
radość do życia, w radość do wódki”. Plus kolejny melancholijny perfekcyjny w
swoim minimalizmie podkład noona, plus Sidnej Polak z T-love, na melanżu, który
odegra jeszcze dość dużą rolę w późniejszej twórczości PZta.
3. Lubię. Muzyka rozrywkowa.
Dobra, dosyć
zamulania. Muzyka rozrywkowa to moja ulubiona płyta, jak ją raz zapuszczę nie
mogę zastopować. Braga w najlepszym wykonaniu. Ciężkie lata minęły, z muzyki
okazało się, że można zaruchać konkretne piniążki, nastały dzikie lata melanżu
i seksu. Nie ważne
o czym rapuje Pezet, on to po prostu robi dobrze. Jak dla mnie kolejna płyta wyprzedzająca epokę, może niektóre bity się lekko zestarzały ale tej bezczelności w nawijaniu do dziś się
z niej uczą małolaty. I słabo im to idzie ;-)
o czym rapuje Pezet, on to po prostu robi dobrze. Jak dla mnie kolejna płyta wyprzedzająca epokę, może niektóre bity się lekko zestarzały ale tej bezczelności w nawijaniu do dziś się
z niej uczą małolaty. I słabo im to idzie ;-)
4. Spadam.
Muzyka emocjonalna.
Nie jest łatwo nagrywać o miłości, zwłaszcza w brutalnym raperskim szowinistycznym, zepsutym do cna świecie. „Muzyka emocjonalna” nie jest moją ulubioną płytą, ale znalazłem w niej prawdziwą perłę. Kawałek naprawdę emocjonalny, który może poruszyć do łez nawet człowieka nie przeżywającego chwilowo rozterek miłosnych, osoby zakochane słuchają go na własną odpowiedzialność.
5. Miejski soud.
W tym
miejscu mógłby być dowolny utwór Pezeta z ostatnich lat, z „Radia Pezet”, płyty
z Małolatem „Dziś w moim mieście” czy inne dograne numery, zwrotki. A niech będzie ten, który po prostu zajebiście buja. Paweł z wrażliwego blokersa z problemami egzystencjonalno- moralnymi, wyrósł nam na prawdziwego miejskiego drapieżca, globtrotera dźwięku, biznesmena, który zgrabnie porusza się po mieście które kocham.
z Małolatem „Dziś w moim mieście” czy inne dograne numery, zwrotki. A niech będzie ten, który po prostu zajebiście buja. Paweł z wrażliwego blokersa z problemami egzystencjonalno- moralnymi, wyrósł nam na prawdziwego miejskiego drapieżca, globtrotera dźwięku, biznesmena, który zgrabnie porusza się po mieście które kocham.
6. Ostatni
Track
„ostatnio czuje
wciąż, że coś tu nie gra,
śmieszne,
wreszcie tu dotarłem, a już czas się żegnać”
Ten numer nie wymaga komentarza.
Choć nie jest to prawdziwie ostatni track, jakiś rok później Pezet w szczycie
formy lirycznej i technicznej opuszcza naszą smutną jak pi… rapową scenę.
Pozostaje przy projektowaniu ciuchów oraz promocją paru zajebistych młodych
talentów. Na koniec numeru rozlicza się
również z ostrą stylistyką swojej „muzyki rozrywkowej”, kiedy panny które
odrobiły jego liryczne lekcje „mówią mu na ucho, żeby złapał je za włosy i
mówił do nich "suko"- doigrał się jednym słowem ;-). Całość okrasza melancholijny bit Aurera, który
kojarzy się z pięknymi dokonaniami Noona dekadę wcześniej.
Wysyłam
zatem swoje wypociny do czeluści Internetu. Paweł, jeżeli jakimś cudem je
kiedyś złowisz, dzięki Ci za wszystko, no i oczywiście wracaj do nas jak najszybciej.
Pokolenie 80 dalej Cię potrzebuje.