poniedziałek, 16 września 2013

Poszły konie po Cronie



zrzuć 3 karty z deku skarbie

Wpis zacznę od krótkiej zasłyszanej anegdotki, tegoroczny wywiad z vice mistrzem Polski, pierwsze pytanie:
- dlaczego zdecydowałeś się na grę DE?
- lubię wkurwiać ludzi,
- ok, dzięki za wywiad.
                Coś w tym jest, co za przyjemność grać bez pieniędzy i bez kart?
                Z drugiej strony:
- co za przyjemność grać całą grę na jednym dociągu (zapętlona inflirtacja- imp);
- co za przyjemność grać na pustym stole?(dowolne pure control); zwłaszcza, że przeciwnika może to nic nie kosztować, żeby nas szczyścić (ork);
- co za przyjemność grać nie mogąc odpalić żadnej akcji – HE kontrol;
- co za przyjemność nie móc kogoś po prostu spalić! DW;
- w końcu chyba najmniejsza przyjemność patrzeć jak przeciwnik układa sobie pasjansa, obłąkańczo uśmiechając się pod nosem a kończy dobitnym huuura- wygrałem! - combo talie.
                Tak patrząc na tą grę, jej turniejowe wydanie po prostu nie jest przyjemne!
                Co nie zmienia faktu, że DE w dyscyplinie wkurwiania ludzi wiodą zdecydowany prym i bardzo dobrze! Bo wkurwiony przeciwnik popełnia błędy ;-)
                No to na rozgrzewkę, druga anegdotka, tym razem z archiwum naszego kochanego forum:
                Użytkownik Trent, dyskusja, czy da się zabić przepotężnego Elthariona (wtedy to mieliśmy problemy!!!!- wtorek 12 czerwca 2012 roku:
                „Barbed snaresy non stop wracające na rękę, które przewijąją nawet 8-10 kart na turę (30 kart w cmentarzu, gg, no re) to świetna sprawa. Całą imprezę sponsoruje Maranith ze swojego pimp-statku, Eltharion gryzie glebę, przeciwnik jest bardzo smutny.”
                Na tyle piękna myśl, (zwłaszcza o tym wielkim smutku) że ją po roku zapamiętałem ;-)
                Tak więc od przeszło roku nic się nie zmieniło, dalej DE przyprawiają nas o wielki smutek, więc zamiast się smucić wreszcie postanowiłem się nimi nauczyć grać, to przynajmniej w przyszłości będę wiedział jak grać, żeby smucić się jak najmniej.
                Zacznijmy od myśli przewodniej czyli: bez kasy i kart grać się nie da!
                Na pierwszy ogień wrzuciłem coś takiego: 


grasz na 1 kasy dziubasku!

                DE przewijarka 1 (kontrola ręki/kasy/jednostek)
                Zgrabne 50 kartowe podsumowanie co DE już potrafiły i co ostatnio mocnego dostały czyli Corsair Tower oraz Shattered Thought. Taktyk jak na fioletowych stosunkowo mało, solidna baza wsparć z arkami na czele, komplet aż 3 Maranitów (na których tak na marginesie bardzo mało grałem jak na ich możliwości.) Talia praktycznie bez wad, ale też bez techów, mało w niej było zaskoczenia, ot takie standardowe DE. Szczegółowych gier nie ma sensu opisywać, najpierw 3 razy solidny warszawski chaos kontrolny, który ostatnio nie ma szans w walce z fioletowymi. DE kontrolują ich szybciej, solidniej (Hekartii), zrzutkami pozbawiają kluczowych kart. Dwie finałowy grałem mirrory z bardziej doświadczonymi kolegami (Bokalus, Ostry), powiem krótko- długa droga przede mną ;-) Koledzy grali taliami bardziej techowymi, przez co mniej przewidywalnymi, ale chyba też mniej stabilnymi co miało swoje plusy i minusy. Mirrory DE to chyba najbardziej emocjonujące i nieprzewidywalne starcia, jedną grę przegrałem całkowicie kontrolując przeciwnika, drugą wygrałem kiedy praktycznie od 3 tury byłem w totalnej defensywie, Ostry za bardzo rozkręcił swój dociąg i przewinął się sam. 
                Jak na ilości baboli, które robiłem nie było najgorzej, chyba talia broniła się sama. Żeby skutecznie oszacować wartość talii musiałbym pograć trochę z orkami/imperium, może będzie okazja w najbliższym czasie.
Na pewno w przyszłości mniej będę grał na Maranita, jakoś mi nie leży, w planach talie nastawione bardziej na mirrory oraz kradnące jednostki, chyba, każdemu się marzy taka skuteczna talia ;-)
                Na koniec mała odezwa do malkontentów. Palcie, przewijajajcie, kombcie, kradnijcie pieniądze, karty i kobiety, raszujcie, podpalajcie stół przeciwnika, a zabijane jednostki wrzucajcie do niszczarki! I dajcie to robić innym. Niech każdy gra czym chce bez względu czy to będzie mocne, słabe, w meta czy przełamujące meta. I pamiętajcie, że wasze łzy to dla waszych przeciwników najsłodszy nektar! Zwłaszcza tych zboczeńców nałogowo grających mrocznymi ;-)

wyrzuć kartę z ręki mój drogi


wtorek, 10 września 2013

ET go home



A więc nastała apokalipsa!
Czas pokusić się o małe podsumowanie moich 3 –turniejowych zmagań z buildem bardzo silnym, którym najprawdopodobniej pojechałbym na EMPeki, czyli z End Times Dark Elf.
Pomysł niestety nie mój, pierwszy raz talia ujrzała polskie światło dzienne w rękach Przema.
Koncept, który niemal zawojował Bydgoszcz był bardzo prosty – jak najszybciej dokopać się do ET zagrać go i wygrać. Talia jak na Wrocław specyficzna, gdyż praktycznie bez planu B, jak ET dojdzie w miarę szybko win, jak nie to lose. W tym celu Przemo wrzucił go pod Heroik Taska, rezygnując z muligana, co jest stratą olbrzymią, w myśl zasady jak mam na pierwszym ręku ET to gram, jak nie to nie. Z taskiem trudno mi się pogodzić do dnia dzisiejszego, drugim wielkim zdziwieniem była obecność Muck (no bez jaj!), oraz braki innych kluczowych DE kart jak choćby Offering to Hekarti czy Temple of Spite (mówimy o czasach przed 2.1), oraz opcji kontroli ręki – jako bardzo mocny plan B. 


Z tych nieśmiałych rozważań wyszło mi coś takiego- Old DE ET
Zmiany chyba, aż tak bardzo nie osłabiły decku gdyż wygrałem z marszu turniej, pierwszy raz tą rasą. Zremisowałem tylko z krasnoludami Mikalsa po takich błędach jak:
- przyznawałem sobie niebezpośrednie tylko w stolice bo sobie ubzdurałem, że tak trzeba;
- nie dawałem żetonów na heccati gdy spadały jednostki z niszczenia devek przeciwników;
- nie dawałem żetonów na arkach kiedy ją odpalałem. Czyli jednym słowem żal.pl
Gry ustawiała kontrola ręki, w niektórych grach nawet nie musiałem odpalać ET, tak zmęczyłem przeciwników shadami i wiedźmą. Tylko dzięki kontroli ręki udało się wygrać z Ostrym – choć o włos – ostatni bat wszedł za 5 (zrzucił 4 jednostki) w decku została ostatnia karta. Miał on typowy deck anty ET, czyli Wurzag- śledzie pozwalają mu przetrwać 1 nawałnicę, rzygi za nawałnicy robią mżawkę- chyba, że zostaną zrzucone, a tak właśnie się działo.
Z kronikarskiego obowiązku nadmienię, że na omawianym turnieju moja żona Marta zajęła 3 miejsce, turniej został, więc oficjalnie zdominowany przez Wiśnie ;-)



Powodzenie na turnieju dało mi duchowe prawo do większego kombinowania z deckiem, w jego kolejnej wersji postawiłem na maksymalną kontrolę, doszły 3 kolejne grubasy- wampiry, wyrzuciłem za to karty orcze, ogólny zamysł był taki, żeby nie kisić kart w decku wyłącznie na ET a być bardziej mobilny. Okazało się, że nie był to dobry pomysł, zapomniałem o głównej sile tego decku czyli właśnie ET- jego kluczowej karcie i głównym filarze, jego po prostu trzeba dobrać i na tym trzeba się głównie skupić. Poza tym, bardzo brakowało duetu orczego, bez niego naprawdę w tym decku ani rusz.


Bogatszy o nowe doświadczenia usiadłem do kolejnego konceptu- finalnie wygląda to tak: DE ET final Jak na to patrzę z perspektywy czasu to po prostu zrozumiałem koncept Przema i doszedłem do bardzo podobnych wniosków, czyli jednak nie ma co przesadzać z kontrolą (ostateczny brak Offering to Hekarti, Spita i tak już nie można) oraz jednak przeprosiłem się z Muck;-) Jakby nie było mamy 2 muligany zamiast jednego, co prawda kosztuje nas to 2 kasy, ale teoretycznie przy korzystnym ustawieniu odpalamy ET w 1-2 turze a na to mocnych nie ma. Eksperymenty dużo lepiej sprawują się od Bathe in the Cauldron, nie zrzucą ci ET a również generują dociąg (i też zrzucają karty, co prawda tylko 2 zamiast 5 ale zawsze).
chodzenie po bagnach bardzo wciąga!
Deck się sprawdził na ostatnim turnieju, zająłem nim 3 miejsce przegrywając tylko na własne życzenie z Krasiami (kurde znowu te krasie, przypadek?, hmm brak tego Blodka jednak bolał ) i remisując z kontrolnym chaosem Szychy, co można generalnie zaliczyć do wpadki przy pracy- talia ogólnie świetnie sobie z chaosem radziła. Po raz kolejny kontrola łapy z mocnego planu B przechodziła w początkowych turach do planu A.
    Jak już wspominałem, deck jest bardzo silny, ale gra się nim umiarkowanie, dość nudno. Cos na zasadzie kombo decka, wszystko w quest jak dojdzie, odpalamy, ewentualnie wszystko później z kingdom. Zdarzały się też fajne sytuacje, pusty stół, jestem totalnie kontrolowany- losuje 1 kartę – jest nią ET, win w jednej turze ;-) Adrenalina oraz inwazyjne szachy przy każdym obstawianiu jednostkami stref również należy zaliczyć na plus tej karty.
            Oczywiście nie wolno przedobrzyć, należy grać ją z umiarem. Dwa razy przegrywałem wygrane już gry bo jeszcze, „na wszelki wypadek odpalałem ET, no bo skoro już podszedł…..”.  Nawet grając samograjem można popełnić rażące błędy. 

 Koniec ET? E no chyba nie....
Mineshaft Engineer
Spalić to, spalić a na koncu wysadzić!
            Jeżeli jeszcze pogram ET to w Imperium (no może funowo crasiami, coś kombinowałem w ten deseń–było funowo i flafowo- „let’s just blast it!” ;-)). Krasnoludy ET . Tak na marginesie, co o nim sądzicie?
           



 A na razie postanowiłem wrócić (zacząć) grać DE, może się w końcu nauczę ;-)

czwartek, 5 września 2013

Z ET przez stary Świat?




Mocno się zastanawiałem, czy wrzucić ten bardzo nekrofilski wpis, ale doszły mnie słuchy, że mam mały oddany (być może nawet jednoosobowy ) fanklub, więc czemu nie, skoro napisałem go na świeżo po turnieju a z niewiadomych nawet mi przyczyn go nie wrzuciłem. Większość z prezentowanych niżej informacji jest mocno spóźniona, zachwyt (lub agro hate) nad ET, każdy z nas przechodził jakieś trzy miechy temu (czyli wtedy kiedy powstawał ten tekst), ale przeżyjmy to jeszcze raz!
Tak, więc ze specjalną dedykacją dla Pabla: ;-)


Będzie, więc wpis niespotykany u mnie, czyli z życia domowego, rodzinnego, casualowego. Ostatnie moje wyniki uprawniają mnie w 100% do tego miana, więc jeżeli chcesz swoimi taliami miażdżyć wrogów zakończ czytanie w tym momencie!
Tu się nie wygrywa, tu się zachwyca pięknem inwazji! (tak piszą tylko Ci którzy wygrywać nie potrafią ;-) )

Nadszedł czas zagłady!
            Jaka karta może zachwycić? To proste, karta meta, przepotężna, która sprawia, że od nowa z wypiekami na twarzy zaczynamy wertować klaser. Karta o której myślimy kiedy składamy swój deck, nawet kiedy nią nie gramy. I do tego karta, która nie jest przejebana, nie zaburza rozgrywki, nie niszczy nikomu przyjemności. Nie jest również kartą z cyklu „wygrałem”, przeciwnie, jej zastosowanie wymaga czasem sporo odwagi, może być kartą, po której dzielny właściciel dumnie powie „przegrałem” ;-) Do tego karta przywracająca wreszcie bilans- wnosząca w końcu jednostki i battelfild na piedestał, przywracająca wiarę w rushe! Niemożliwe żeby taka karta istniała w umierającej inwazji! Owszem, istnieje, a ja właśnie się nią zajarałem !

Przeglądając spisy zwycięskich decków w Bydgoszczy wychodzi na to, że nie ja jeden ;-)

Przepis na każdą rasę wydaje się prosty: wrzucić do decku 30 jednostek i masę opcji niszczących własne karty. I jakoś to będzie, na pewno zabawnie.

Zacznijmy od mojego gruntu czyli orków. 

            Panuje obiegowa opinia, że End Times sprawdza się lepiej w innych rasach (zwłaszcza DE, CHA). Jest ona poniekąd słuszna, jednak nie zapominajmy o zielonych zaletach tej karty:

- Ceature pen wreszcie szuka creatury, która może nam ustawić grę;

-  Grubasy odłożone na exodus mogą być pięknie spożytkowane na ripa/ rytuał, nie muszą się kurzyć na ręku;

- One ork scrap utylizuje karty co turę;

- Podwójny atak! Baty dzięki podwójnemu atakowi mogą na raz zrzucić aż 8 kart! Jest na bogatości! Generalnie żadna rasa nie ma tylu sposobów, żeby w tradycjonalny sposób spalić dwie strefy w jednej turze.

            Talia może mieć również piękne flafowe podłożę: Nadszedł kres naszych dni zieloni braci, możemy albo zginąć albo zginąć pociągając ze sobą całą ludzkość, musimy tylko sprzymierzyć się z bestiami chaosu oraz nieumarłymi ! Tych ostatnich sami wyprodukujemy w naszej uroczej świnio- ubojni!

            Wszystko super, tylko trzeba jeszcze czymś takim zagrać na turnieju…Ostatni raz rushem poszedłem w listopadzie 2011 r…. na swój pierwszy turniej i prawdę powiedziawszy średnio mi się podobało. Ale co tam, gorzej niż na ostatnim turnieju (3 wtopy i bye) być nie może!

            Wilk 1:2. (mill old scholl control) Ależ może, może. Może być arka od pierwszej tury i groźba Heccati. Mogą być kulty od drugiej tury i do tego zazdrosne oczy razy dwa na ręku. Czyli może być jedna wielka chujnia, która sprowadza grę rushem do koszmaru z którego chcesz się jak najszybciej wybudzić. Co prawda pierwszą grę wyrwałem dzięki Grimowi w drugiej turze i ET w trzeciej (ja 8 jednostek, Wilku 1) ale to był nieziemski fart. Dwie pozostałe przebiegły już po bożemu czyli ja na pustym stole, Wilku czym chata bogata. Do ostatniej chwili miałem jeszcze nadzieje, że odwrócę swój pieski los, miałem na ręku EOT ale czy wspomniałem, że Wilk miał Shady? Miał i to w jednym momencie 3 na raz, dramat.

            Makabrysio 2:1 (ork rush) chłe chłe chłe. Kto wygrał kostkę? Jaaaaaaaa. Jest się z czego cieszyć? Nieeeeeeee bardzo, tura bezlitosnego palenia w plecy ;-) Michał grał na snotach/hordzie czopach, drenzynie czyli ogólnie ciut inaczej (chyba bez rytuału), jego ET-a też nie widziałem. Pierwsze dwie gry trwały jakieś 3 minuty. Pierwsza gra: moja druga tura: mi nic nie płonie, zadaje mu 7 obrażeń w jedną strefę, palę drugą. No to chyba wygrałem. Chyba, Brysiek też ma podwójny atak i kończy mnie w swojej drugiej turze.

Druga gra- podwójny atak w mojej drugiej turze, koniec.

Trzecia: rushowe szachy! Postanowiłem nie szaleć w drenzynie, doszło te minimum kontroli czyli lober/Grim w rytuale w obronie. I tak jedna strefa w plecy, jednak Michał gra niemal na pustym stole. Nie jest dobrze. Ryzykuje nieziemsko – zagrywam ET- Brysiek wysypuje się prawie tak samo jak ja, jednak prawie wszystko musi iść na pole bitwy. Ja również, ale mi to pasuje ;-) Po raz trzeci podwójny atak kończy grę w płonącym momencie. Pierwsza wygrana gra od 3 turniejów!!!! Ha!

     Krzysiek Małek HE smoki ET. 2:1. Pierwsze starcie epickie. Zaczyna Krzysiek, rozbudowa w królestwo. Ja nietoperz w batla i drugi z ripa- koniec pierwszej tury: spaliłem battla, 10 kart na diskardzie. Druga tura: ET 8 jednostek w battla w tym 2 tristery i 2 smoki chaosu. Wygrałem? NIE

Moon Dragon










Sami rozumiecie. Fajna ta inwazja. 


Następne dwie gry już nie robiłem ET i wygrałem ;-)
 
            Selverin Emp agro- control. 2:1 Fajna talia, na piratach, pali i podnosi na zmianę. Mniej więcej wiedziałem czego się spodziewać, Marta gra podobnie, niemniej na początku zrobiłem gruby błąd, za wcześnie wszedłem Grimem, został podniesiony i w pierwszej grze straciłem chyba 3 strefy w jednej turze ;-) Drugą grę przepłaciłem prawie zawałem. Jechałem nietoperzami, jechałem, aż sobie przejechałem cały deck, a pole bitwy dalej nie spalone. Zrzuciłem sobie min. 2 ET, więc tak w sumie to można kończyć. Mam w decku ostatnie
6 kart. Dobieram ostatniego Et-a i kończę podwójnym atakiem. Trzecia tura to też jazda bez trzymanki i gra do przedostatniej –dosłownie karty. W ostatnim rozrachunku nietoperz uderzył za 5 co dało mi zwycięstwo i ogólnie trzecie miejsce (w punktach pierwsze od pierwszego do trzeciego miejsca). I to rushem! 

Koniec końców talia okazała się nie taka funowa, może powalczyć z "normalnymi" taliami (no może poza kontrolnymi DE). Dzięki ET nigdy orkowe rushe nie były tak silne jak teraz, dobrze, że tak mało osób o tym wie i z tego korzysta.



Na dziś koniec, już na dniach mniej nekrofilii a więcej cierpień, gdyż wracam do swojej ulubionej rasy o której nie mam pojęcia: DE!