niedziela, 24 lutego 2013

Chodzenie po bagnach wciąga



Chodzenie po bagnach wciąga. Pisanie bloga również, dlatego w tym tygodniu przedstawię kolejną talię turniejową tym razem z nieodległej przeszłości. Był to bodajże drugi-trzeci warszawski turniej z Musterem: http://www.warhammer-inwazja.pl/index.php?p=5&&t=988
 
 
            Orki były rasą, którą niemal zajeździłem do cna w zeszłym sezonie. Zielone agro- kontrolne talie to wymarzone opcje dla osób palących. Zwycięstwa, jak i przegrane przychodzą dość szybko, w przerwie poza relaksem możemy podpatrzeć talie przeciwników, normalnie same plusy ;-) Zacząłem nimi grać przez przypadek, na jednym z turniej pochrzaniły mi się talię, wziąłem przez przypadek deck Marty zamiast swojego. Zatraciłem się w nich do reszty: - palenie strefy za dwa kasy , całkowity reset stołu, nieprzewidywalny w swojej przewidywalności (jak pisał Przemo) rytuał. Chyba ze względu na nieodłączny duet Rytuał/Grimgor tak mi się nim dobrze grało. Był to początek 5 cyklu, na horyzoncie pojawił się Eltharion the Grim, na tamte czasy Grimgor był często jedyną szansą powstrzymania bazującego zwykle na wielu suportach HE. Duet Rytuał/Grimgor fascynował mnie od zawsze z jeszcze jednego powodu. Potrafił odwrócić kostkę, sprawić, że to że jesteśmy drudzy (przypominam w erze przed Musterem) to nasz atut. Jego pojawienie się w 2-3 turze praktycznie kończyło grę, a to w konstruowanych przez mnie taliach nastawionych wyłącznie na Rytuał zdarzało się bardzo często. 
 O duecie rytuał/grimgor pisało się już często i gęsto, zazwyczaj obarczając ich nielichymi epitetami. Należy pamiętać, że mają również swoje minusy. Kiedy gramy na ripie/rytuale, musimy mieć przynajmniej tyle samo co tych kart grubasów, którzy tak jak potrafią wygrać gry, tak również potrafią równie skutecznie zapchać rękę startową. Dlatego w pierwszej - drugiej turze naszym marzeniem jest dobranie 10-12 kart (najlepiej rip w questa plus eksperymenty), żeby się nie zapchać. Bardzo boli kiedy w następnej turze po swoim pojawieniu się spada Grimgor, wtedy najprawdopodobniej dokonaliśmy błyskotliwej akcji auto- kontroli.
            W tak zwanym międzyczasie do swojego kontrolnego naporu dostałem takie cudeńka jak „Snotlińska inwazja” karty, której chyba nikomu nie trzeba przedstawiać i na której opiera się całe również dzisiejsze orkowe meta od kontroli, przez napory a nawet jak ostatnie regionalsy pokazały po kombo talie (bez kitu, nie kojarzę drugiej tak popularnej i wszechstronnej karty). Jak wystawimy odpowiednio szybko inwazje w zasadzie możemy sobie składać origami przez resztę gry, one zrobią za nas robotę.
Drugim spełnieniem orczego snu jest The Unending Horde, będąca częściową odpowiedzią na znienawidzone Offering to Hekarti. Przed nim do obrony przed DE służył bardzo dobrze Scrap Heap, świetna karta, którą do dzisiaj czasem wrzucam przynajmniej symboliczną jedną sztukę.
Pisząc o The Unending Horde nie mogę nie wspomnieć o moim ulubionym triplecie: 

 
                Zębaczątko chroni w ten sposób Bloodthristera i nawet jak będzie systematycznie zabijane i tak wróci pod koniec tury naszego przeciwnika. Proste i zabójcze.
            W dużym skrócie i uproszczeniu Orki „rytuałowe” mają swoje talie, które są dla nich głównie planktonem – myślę tu o Krasnoludach/ Imperium, mają również swoje anty- talie, a nawet powiedziałbym anty-rasy, gdyż karty które je skutecznie stopują są bardzo popularne we wszystkich odmianach elfickich. Mowa tu oczywiście o Magu Loeca w HE oraz triplecie: arka/offering/kulty w DE. Przewijarki to jedne z najcięższych paringów dla zielonych, pocieszeniem jest, że nie tylko dla nich.
            Z elfami rasami możemy sobie pomóc wampirzą wstawką- duet Manfred(lub BDK)/Zamek skutecznie rozbraja wiecznych tułaczy z RTG jasnych oraz wtasowuje nam cenne jednostki przy ciemnych, ale akurat tego wieczoru się nie załapali do talii.
            Oczywiście jak przeciwko wszystkiemu da się grać również przeciwko Grimgorowi z jednej/ rzygowi z drugiej strony. Po prostu strefy należy rozwijać symetrycznie parami: jednostka/wsparcie. To sprawi, że zawsze jakiś młotek tam zostanie. No chyba, że rytuał/rzyg wejdzie w tej samej turze, co niestety również się zdarza i to nie tak rzadko. Na to raczej nie ma mocnych, chyba, że w następnej turze zdejmiemy orkowi Grima. Wtedy obie strony zaczynają od zera i jak w rzewnej piosence: wszystko się może zdarzyć.
            Ostatnia seria poza wszechstronnym musterem, który zwiększa nasze szanse na rytuał w 2-3 turze dostajemy rajdera, który po prostu jest rewelacyjny idealnie pasuje do niemal każdego orczego decku: 
 
 Lista opcji, którą daje nam ta karta jest po prostu nieograniczona, wymienię może te najważniejsze:
            - oczywiste zajebiste taktyki za dwa, które orki mają w nadmiarze oczywiście z nieśmiertelnym Pillage na pierwszym miejscu;
                - dopłata do rytuału, nie musimy aż tak obawiać się o lojalki, ich niedobór zapewni nam właśnie rajder;
                - chyba największa korzyść – nie musimy grać na 4 zasobach żeby rzucać rzygi, często nasi przeciwnicy o tym zapominają!
Kolejną świetną kartą którą dostaliśmy pod koniec ubiegłego cyklu jest Creature Pen. Szuka nam zębaczątek, więc możemy ich mieć mniejszą ilość w talii (u ,mnie stanęło na 1) oraz daje nam możliwość tasowania decku, bardzo ważna rzecz w erze Mortella oraz wszelakich zamków/ Manfredów, które są niemal ostatnio (i bardzo słusznie) w niemal każdym decku desto.
            Tyle teorii czas na szczyptę praktyki.
            Ostatecznie na turniej przyszedłem z taką wersją orczego zmaksymalizowanego rytuału:
Wrażenia z gier które przetrwały próbę czasu i pamięci:
2:1 Mutinner – orki rush. Pierwsze starcie i od razu bratobójczy wyścig kto pierwszy dociągnie inwazje. Teoretycznie Sławek powinien ten wyścig wygrać, gdyż w jego talii były mapy. Ale to nie wystarczyło. Rytuał/ rip to również świetne karty obronne i to one pozwoliły mi przetrwać miażdżące ataki. W trzeciej grze kluczowe było zniszczenie jednym precyzyjnym grimgornięciem 2 niekończących się hord. Rada na przyszłość – jak gracie przeciw rytuałowi kluczowe wsparcia rozstawiajcie po różnych strefach.
0:1 Bokalus- HE niebezpośrednie obrażenia na true magu. Oooo czy ja mówiłem, że HE to nieszczególny dla nas przeciwnik? Wykrakałem. W pierwszej grze Mag Loeca wszedł bardzo szybko i zafundował mi parę jałowych tur, już chciałem przeszukać rękawy Bokalusa czy nie tam kitra te tony questów ;-) Druga gra poszła już dużo lepiej, stworzyłem od początku większe ciśnienie i choć magowie również stali długo na stole to zaczęli się po jakimś czasie zamieniać w devki (co na marginesie również było Bokalusowi na rękę, bo miał dodatkową osłonę pod moje inwazje). Zabrakło niewiele żeby to zremisować, ale przecież zawsze brakuje niewiele ;-)
2:1 Vampire- chaos na dodatkach – nasz nowy obiecujący warszawski nabytek grał tego wieczoru talią Mutinnera, którą pierwszy raz widział na oczy 5 min. przed rozpoczęciem turnieju. I grał nią naprawdę zajebiście, nie domyśliłbym się, gdyby mi nie powiedział, wielki szacuj Paweł. W inwazję gra od niedawna, myślał, że jak wystawi w pierwszej turze 5 młotków do questa to będzie nieźle ( wykopalisko, kuźnia, do spowna dołączony miecz z dyskiem, i chyba jeszcze Prince do batla).I w sumie miał rację, tyle, że Grimgor zmienił jego instant win w instant lose. Taki life. Ale się zrobiło Amerykańsko! Pozostałe gry to było typowe destrowe przeciąganie liny kto kogo pierwszy (skontroluje/spali/niepotrzebne skreślić). Z chaosem jest o tyle łatwo, że musi palić swoje devki, więc UTS nie taki straszny oraz rzadko gra na „Spalić to”, więc nasze hordy w Batlu są raczej bezpieczne (nie zniszczy ich tak łatwo Questem Raiding Camps).
2:1 Carnage- przewijarka DE. Nasz drugi anty deck tym razem przełamany z czego byłem najbardziej dumny tego wieczoru. Typowa Cron, czyli nie jest wesoło od niemal pierwszej tury, zwłaszcza jak stoją arki i kulty. A stały. W takich sytuacjach pozbawieni naszych pająków oraz goblinów możemy tylko się modlić o snotlingi na które DE nie mają żadnej odpowiedzi oraz o komplety rip/blodek/eksperymenty, które jako jedyne ominą Kulty i przy odrobinie szczęścia spalą strefę. Szczęście dopisało a ostatnią grę i tak wykończył Grimgor, który w ostatnie turze zredukował nadmierną nadbudowę królestwa mojego szacownego przeciwnika. Mając w ostatniej turze drętwe 3 kasy Carnage nie zdołał mi przewinąć tych ostatnich 10- 12 kart dając mi w ostatniej minucie turnieju zaszczytne drugie miejsce.
Podsumować ten post można bardzo łatwo: rytuał, rytuał, rytuał. Co z tego, że nudny jak ciągle skuteczny ;-) Zdarzyło mi się z niego kiedyś wystawić pająki bo tylko to mogło mi zapewnić wtedy zwycięstwo. Dlatego nie do końca rozumiem dzisiejszych tendencji talii orkowych bez niego, ale się z nich bardzo cieszę ;-)
                Dobrze mi się piszę o orkach, może niebawem skrobnę jakieś mini vademecum do tej rasy.
                Tymczasem do zobaczenia już za tydzień na regionalsach w Toruniu. To będzie mój pierwszy tak duży turniej, normalnie mam tremę jak przed maturą ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz